Oni - czyli - MALARZE
Zamieszczono dnia: 28.09.2008
Będąc na I roku studiów stwierdziłam, że mam dość życia w przekonaniu, że jedyną jąkającą osobą na świecie jestem ja! Wystarczająco długo starałam się ukrywać moje jąkanie. Uprzykrzało mi życie w szkole podstawowej, w szkole średniej było skutecznie maskowane, na studiach stwierdziłam, że tak dalej być nie może, coś muszę z „tym" zrobić. Nie chciałam już udawać, męczyć się, unikać rozmów, kombinować „co tu zrobić aby nikt nie zauważył, że się jąkam". Owszem, całkiem dobrze mi to wychodziło, ale psychicznie źle się z tym czułam. Żałowałam, że nikt nic nie mówi o jąkaniu w telewizji, nie piszą o tym żadne gazety - po prostu cisza. Pamiętam, że raz oglądałam krótki fragment „Kroniki Krakowskiej", pokazywali tam zjazd jąkających się. Było to przekazane tak ogólnie i szybko, że tylko dostrzegłam grupę ludzi tańczących w rytmie walca. To wtedy było wszystko na temat jąkania...
Przez przypadek przeczytałam w „Dzienniku Polskim" informację o Polskim Związku Jąkających się (Związek niestety zaprzestał działalności w 2002r. Częściowo jego działalność zastąpiło Stowarzyszenie "Ostoja" oraz Fundacja Frogos - przyp. red.), był tam podany numer telefonu, na który można dzwonić. Oczywiście zadzwoniłam a po usłyszeniu: „słucham PZJ?" odłożyłam słuchawkę........
I tak minął rok. Następny zryw miałam na II roku studiów; jadąc tramwajem zobaczyłam ul. Dunajewskiego i postanowiłam sobie, że tam wstąpię. Niestety po krótkich poszukiwaniach nr 6/21 w dużej starej kamienicy, trafiłam do Studium Sekretarek, Szkoły Języków Obcych itp. Nikt tam nie słyszał o PZJ, a w bramę na podwórko nie wchodziłam. Pomyślałam sobie, że takiego Związku nie ma a ogłoszenie w prasie to jeden wielki kit, i dałam sobie spokój. Przyznaję też, że bardzo bałam się znaleźć PZJ, przypuszczając, że będzie tam pani psycholog i otrzymam tylko adres logopedy oraz dobre rady na przyszłość typu: „nie przejmuj się". Nie tego wówczas oczekiwałam.
Tak znów minęło 12 miesięcy. Przez ten czas mówiłam płynnie, zdałam w terminie wszystkie egzaminy. Cieszyłam się z bardzo dobrych wyników, ale jeszcze bardziej, że znowu udało mi się nie zająknąć, ponieważ każde potknięcie było moją porażką. W listopadzie przeczytałam „niechcący" notkę o PZJ i zgodnie z przysłowiem „do trzech razy sztuka" postanowiłam szukać tego tajemniczego Stowarzyszenia do skutku, dopóki nie znajdę! Po raz kolejny pojechałam na ul. Dunajewskiego, tym razem weszłam na podwórko kamienicy i wtedy zauważyłam drzwi z małą, przyblakłą karteczką: „Polski Związek Jąkających się". Nieśmiało zapukałam i weszłam. Było tak jak początkowo przypuszczałam. W biurze siedziała kobieta ok. 50 (to była Pani Lena); spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem i zapytała: „A Pani do kogo?". Byłam przekonana, że trafiłam na psychologa. Powiedziałam, że chciałam się coś dowiedzieć o Związku. Pani uprzejmie poinformowała mnie, że ONI właśnie wyjechali na zjazd do Warszawy i będą w poniedziałek ok. 18.00 (a ja przyszłam w czwartek - pamiętam to dokładnie). Pierwszy stres wtedy już minął i czekałam do poniedziałku.
Pod biurem zjawiłam się punktualnie o 18.00. Tym razem pewnie zapukałam i po usłyszeniu chóralnego „proszę" śmiało weszłam i ...zobaczyłam hm, totalny nieporządek jak przy wyprowadzce lub remoncie. Krzesła i stoliki porozsuwane, jakieś farby, pudła itp., i pośrodku drabina a przy niej dwóch gości uśmiechających się do mnie. O Boże! - pomyślałam - to na pewno MALARZE. Związek na pewno już przestał istnieć i robią porządki, a ja tu o jąkanie będę pytać. Ale będzie obciach, no to się panowie pośmieją. A co tam, powiem, że nie o mnie chodzi - tylko, że kuzyn się jąka.
Jeden gość w okularach zapytał: „Słuchamy Panią, słuchamy?”. Drugi, dodał: „Proszę wejść, zapraszamy Panią". Powiedziałam, że chce się dowiedzieć coś o związku jąkających ponieważ sama się jąkam i szukam pomocy – nie mogłam uwierzyć, że w końcu się przełamałam. No to teraz będę mieć za swoje!
Sympatyczni „Malarze” zaprosili mnie do środka, przepraszając za bałagan, ale właśnie wrócili ze zjazdu i robią generalne porządki. Po tej, informacji, jak również po sposobie ich wypowiedzi stwierdziłam - to ONI - wreszcie dobrze trafiłam. Powiedziałam trochę o sobie i moich problemach związanych z jąkaniem. Z ciekawością słuchałam „Malarza”, który opowiadał mi w skrócie o związku, spotkaniach, zjazdach, terapii, turnusach, imprezach. To wszystko bardzo mi się podobało, nawet nie zwróciłam uwagi, że trochę się zasiedziałam. Pomimo panującego w biurze bałaganu, dało się odczuć tę miłą, przyjacielską atmosferę, nie chciało mi się wychodzić. Wiedziałam już, że będę częstym gościem w tym lokalu; czułam, że tu właśnie otrzymam pomoc, której oczekuję i nie pomyliłam się.
Z przyjemnością czekałam na cotygodniowe spotkania. Byłam punktualna aż do przesady. Wiedziałam, że klub otwarty jest od 18.00-20.00 sądziłam, że jest to bardzo przestrzegane, panuje dyscyplina a ustalone godziny „zobowiązują” i nie wypada się spóźniać. Okazało się jednak inaczej. Każdy mógł przychodzić kiedy miał czas i kiedy chciał, a spotkania często trwały do późnych godzin wieczornych. Panował luz, dużo się działo, czułam się dobrze w gronie nowych osób - podobało mi się!
Mały problem miałam w akademiku. O spotkaniach w „Klubie” wiedziała tylko moja najbliższa przyjaciółka – współlokatorka. Inni z zaciekawieniem pytali, gdzie „znikam” w poniedziałkowe wieczory. Coraz trudniej mi było to ukrywać - nie, nie wstydziłam się tego! Po prostu obawiałam się czy znajomi dobrze to przyjmą. W końcu opowiedziałam im o moich „wypadach” do Związku. I spotkałam się z dużym zrozumieniem aczkolwiek nie ukrywali zaskoczenia.
I tak właśnie zaczęło się moje pierwsze spotkanie z PZJ. Dwaj fantastyczni „Malarze" to oczywiście Andrzej Wójtowicz (przyszły prezes PZJ, pod koniec jego dziłąlności - przyp. red.) i Boguś Pietrus (obecny prezes Fundacji Frogos - przyp. red.) - oj mają teraz z tego ubaw. Później poznałam innych bardzo wartościowych ludzi o tych samych problemach. Jeździłam na obozy, pomagałam w ich organizacji, a co najważniejsze mogłam wreszcie skorzystać z terapii logopedycznej i psychologicznej, które pozytywnie nastawiły mnie do problemu jąkania. Uzyskałam na ten temat wiedzę, o której wcześniej nie miałam pojęcia.
Od pierwszego spotkania w PZJ minęły już 3 lata - dokładnie 9 listopada 2001. Byłam wtedy na Zjeździe w Miedzeszynie /k. Warszawy - tam gdzie 3 lara temu byli ONI. Na koniec dodam, że jeden z „Malarzy” - Andrzej jest szczególnie bliski mojemu sercu. Tak - dzięki jąkaniu Go poznałam, zbliżyły Nas różne inne sprawy, jednak połączyło Wielkie Wspaniałe Uczucie, ale to jest już całkiem inna historia.....
Hanka Poręba
(Z czasem dowiedziałam się, że fragment programu, który widziałam dawno temu w „Kronice Krakowskiej”, to był VII Ogólnopolski Zjazd Osób Jąkających się zorganizowany w 1996r. w Niepołomicach. Grupa tańczących, walca - to warsztaty pt. „Taniec w terapii jąkania” prowadzone przez mgr Lucynę Jankowską i Andrzeja Wójtowicza).
Źródło: "Słowo wyboiste" nr 2/2001
|